Forum GOLDEN RETRIEVER Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Uroki szczeniaczka...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOLDEN RETRIEVER Strona Główna -> Golden Retriever moim psem
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Duśka@Frida
Ekspert


Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 1768
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: warmińsko-mazurskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:23, 19 Lis 2010    Temat postu:

Hmm... tak się zastanawiam, czy w to wchodzić? Wink Oczywiście pokusa jest ogromna, bo o Fryderyce mogłabym mówić bez końca... i to mnie właśnie niepokoi... Wink Ale zaryzykuję. Co prawda "mała" ma już 11 miesięcy i właśnie dostała cieczkę, ale według definicji zalicza się jeszcze do szczeniąt. Zresztą doskonale pamiętamy początki, a i obecne wyczyny Fryderyki nie wskazują, aby całkiem rozstała się ze szczenięcym patrzeniem na świat.

Pojawiła się jakby w zastępstwie za drobniutką sunię, która z powodu nagłej choroby odeszła od nas... Sad Nie dało się mieszkać w domu, który poza unoszącym się kurzem i piórami Fiony (to papuga) nie wykazywał żadnych oznak radości na przykład z powodu powrotu "swoich".
Od jakiegoś czasu ja już wiedziałam, że będziemy mieli słodką "goldenkę", wiedziałam skąd ją przywieziemy i kiedy (wszystko już ustaliłam z hodowcą). Mąż, jeszcze tego nieświadomy, powoli poznawał swoje goldeniątko: co i rusz podsyłałam mu (niby przypadkiem) słodkie foteczki małych "miśków", ale i dorosłych goldenów, komentarze w stylu "najlepsze psy do towarzystwa... najmądrzejsze..." i oczywiście filmiki z wyczynami tych słodziaków. Długo nie trzeba było czekać na jego reakcję. Nieśmiało usłyszałam pytanie...: "To może jakoś teraz damy radę... i weźmiemy szczeniaka...?" "WOW, YES!!!" - pomyślałam - nareszcie!
Od tego momentu kolejne dni ciągnęły się jak flaki z olejem. Każdy dzień oczekiwania na Hanę (czyli Fryderykę po naszemu) Wink był jak miesiąc... Ale wreszcie nadeszło to popołudnie: jedziemy po niunię!!! Ogromna radość pomieszana z obawami, czy wszystko będzie dobrze...? Czy damy radę ze wszystkim? Praca, obowiązki... i taki maluch, taka odpowiedzialność...?
Do pokoju z małymi niedźwiadkami prowadzi nas hodowca i złotowłosa mama tych piękności, która już od progu wita się merdającym ogonem i tuleniem się do nas... Miód na nasze serce. Wchodzimy i naszym oczom ukazują się 4 biegające, cienko powarkujące i szczekające puchate kulki. Każda cudowna, słodka. Zatopiłam więc ręce w tej gromadzie i nie mogę się nadziwić ich urokiem. Nasze myśli biegną w kierunku najmniejszej kuleczki, słodkiej Hany, z którą czując co się święci żegnają się dzieciaki hodowczyni. Biorę nieświadome, że opuszcza swoje stado maleństwo i wsiadam do samochodu. Ona układa się w kłębuszek na moich kolanach, troszkę popiskuje i ruszamy. Śpi. O matko, jak słodko! Głaszczę jej puchaty łebek, drapię czule za uchalkiem... i już wyczuwam ten wyjątkowy szczenięcy zapach w powietrzu... Rozmyślajac o tej chwili czuję jak przed oczyma zaczyna mi się zlewać obraz i jakoś tak mokro na rzęsach... z radości. No tak... ale mokro jest też na kolanach. Podnoszę małą i widzę ogromną plamę na płaszczu. Laughing No to chrzciny też już mamy z głowy. Tylko chyba nie ja je miałam mieć. Potem jeszcze poprawka, tym razem prosto z żołądka malutkiej Fridusi... Confused Tuli się do mnie, a ja zbieram niemal gołymi rękoma niestrawione jedzonko i wrzucam na ręcznik papierowy... A co tam, przecież już ją kocham. Heart

A potem... pierwsza noc. Spokojna, cała przespana, podobnie jak następne. Nie licząc samego usypiania, bo tutaj było trochę testowania naszej cierpliwości. Ot... choćby to: o 1 w nocy (lubimy wieczorem posiedzieć), kładziemy się spać, bo o 5.30 pobudka do pracy. "Dobranoc" już nabiera mocy... ale do uszu dobiega uporczywe "chrup, chrup, chrup" Twisted Evil 10 razy wypowiedziana komenda NIE RUSZ, działa, ale tylko przez pierwsze 30 sekund po... Twisted Evil To poszły w ruch odstraszacze: pierwszy był słój z monetami. Potrząsam gdy się zbliża do betonowego progu balkonu, NIE RUSZ, DOBRY PIESEK i cisza. I tak kolejne 10 razy. Słoik tego nie wytrzymał. Kolejnej nocy przydała się blacha od ciasta i drewniana łycha. ... ŁUP! NIE RUSZ..., DOBRY PIESEK... Laughing i śpimy... Laughing ...i są postępy - procedura powtórzona już tylko 3 razy...
Dzisiaj to już tylko wspomnienie, bo Frida, gdy tylko wyłączamy TV maszeruje do sypialni i kładzie się przy łóżku. Śpi jak aniołek.
Rano, kiedy wstaję do pracy, nie podnosi nawet głowy... ale wie, że ja nie zostawię jej bez pożegnania się: całus w nosek, w fafelka z lewej, ... z prawej..., teraz w czółko... i jeszcze zawracam, bo między oczkami zapomniałam pocałować. Niunia wygina się i nadstawia mordkę, mruży oczki, potem siup - znowu zapada w sen... Wspaniały początek dnia.
Podobne rytuały mamy przy zakładaniu szelek: łapcia jedna (sama nadstawia), druga... zapinamy i teraz łapię mordeczkę w dłonie i obcałowuję. Wtedy możemy iść.

Chyba już jestem dość daleko od początku tego posta, więc na razie wyhamuję... Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Duśka@Frida dnia Pią 20:30, 19 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Włodarczyk
Przyjaciel forum


Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 21693
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Galomin - sioło k/Płońska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:52, 21 Lis 2010    Temat postu:

Tak wiele człowiek zapomina bo przecież moje maleństwo ma już przeszło 400 tygodni Surprised a gdy pierwszy raz ją zobaczyłem miała ich tylko 6
Na szczęście niektóre zdarzenia zostają w pamięci na dłużej. Może na zawsze Smile
Nasze a właściwie teraz moje maleństwo wzięło się podobnie jak u Magdalenki, żeby zapełnić pustkę po odejściu Azji czyli dziewczynki według obecnych standardów - wyżłopodobnej. Oczywiście miała być wyżłem ale z całym ogonem a takiej nigdzie w kraju nie było. Więc dokonałem szybkiej analizy i padło na goldeny.
Zaczynało się nam śpieszyć bo człowiek musi mieć coś do kochania Smile
Po kilkudniowych poszukiwaniach znalazłem, ustaliłem, umówiliśmy się
Do końca życia będę pamiętał ta puchatą kuleczkę, złotego misia który wyszedł z domu hodowczyni. Wziąłem ja delikatnie na ręce, dostałem buziaczka i byłem kupiony Laughing Zaraz mi ją żona prawie wyrwała z rąk i gdyby nie to, że to była moja to w życiu bym maleństwa w obce ręce nie oddał Twisted Evil
Ten czarny nosek, te oczka, te jasne pazurki, to złociste futerko a szczególnie ten zapach mleczka Very Happy To zawsze było coś co mnie rozkładało na czynniki pierwsze i tak słodko na sercu się robiło.
Ale musieliśmy małą oddać bo mieliśmy ja odebrać za dwa tygodnie po wszystkich szczepieniach czyli 12 lipca. W żony urodziny i to miał być prezent dla niej.
Nie pamiętam jak ten czas przeleciał, ale wreszcie po nią pojechaliśmy z wiklinowym koszyczkiem, żeby maleństwo w nim zabrać. Maleństwo po tych dwóch tygodniach jakoś nie chciało mieścić się w koszyku więc pojechało z żoną na tylnym siedzeniu na nowo kupionym ślicznym kocyku.
Nie bardzo wiem dlaczego żona wciąż mnie karciła, że za często ręka leci mi na tylne siedzenie i za mało uwagi skupiam na prowadzeniu pojazdu ale dojechaliśmy do domu pierwsze 30 km bez sensacji. Potem została zaniesiona na 3cie piętro do mieszkania, żeby się trochę rozejrzeć. Oczywiście zaraz lokal zaakceptowała i zaznaczyła, że od dzisiaj należy do niej Very Happy . Oba pokoje i kuchnia bo łazienka była zamknięta Laughing
I kilkanaście minut później znowu do pojazdu i - na wieś. to było straszne bo musiałem jednak skupić się na jeździe bo już ciemno się robiło.
Mała w czasie jazdy dwu albo i trzykrotnie zasygnalizowała swoją niechęć do długich tras ale dojechaliśmy. Kiedy żona wysiadała z samochodu z małą na rękach szwagierka wyszła z chaty popatrzyła i zawołała do męża - Edku zobacz, głupia pluszowego misia przywiozła na działkę. a po chwili się rozdarła- toooopiesek Exclamation
Mała nie miała życia bo oprócz nas był szwagier i dwie siostry żony a każdy chciał małą potrzymać i popieścić. Były jeszcze dwie dorosłe sunie bokserka i sznaucerka, duży średniaczek oraz zajączek na początku jej wielkości. Małej było wszystko jedno co to za zwierzak więc traktowała go jak psiaka a on ją jak zającównę. Ja robiłem wtedy naszą chatkę, żeby oddzielić się trochę od dalszych najbliższych, ale jeżeli miałem chwilkę to spędzałem ja na czterech albo na brzuchu na trawie. I od gówniary nie mogłem się oderwać. Dziewczynka w ciągu dnia sypiała w kąciku w wejściu bo tam były płytki i było najchłodniej. To mogłem przeboleć.
Ale noce spędzała z nami i nie mogłem się doczekać kiedy zacznie z nami sypiać. A ponieważ na początku nie potrafiła włazić na mebel to ja większość nocnego czasu spędzałem na podłodze słysząc nie raz - czy pamiętasz z kim wziąłeś ślub ?
Natomiast rano około 5tej nie słyszałem tego co za dawnych czasów - pośpij trochę dzisiaj ja do niej wstanę.
Ale to mi nie przeszkadzało. Ja lubiłem rano wstawać i kochałem być z małą więc miałem dwie frajdy na raz plus świat o świcie.Pozostałe psy spały więc we dwójkę szliśmy do rzeczki, na łąkę i do domku. Kiedyś wybrałem się tak w piżamie bo było ciepło a trasa nasza była prawie nieuczęszczana. Wakacje to nawet dzieci do szkoły tędy nie chodziły. A kiedy wróciliśmy rozsiadłem się na tarasie a mała przyleciała, położyła się z łepkiem na mojej nodze i w kimonko. Żona wyszła, spojrzała, poszła po aparat i oto mamy
[link widoczny dla zalogowanych]

Tak się nie raz zastanawiam - jak to jest, że mogę o niej czy też o Corsie opowiadać i opowiadać. O tym co robią, jakie maja kłopoty i jak pomagam im w ciężkich chwilach o śmiesznych minach czy scenach a ludzie nawet ci co maja psy patrzą na mnie z dziwnym błyskiem w oczach. I doszedłem do wniosku, że inni maja psy. Psy na łańcuchu przy budzie, albo w obejściu, w mieszkaniu, w ogrodzie czy gdziekolwiek indziej. Zajmują się nimi tak czy inaczej, dają im jeść czasami nawet zaszczepię. A moje baby są moją rodziną albo razem tworzymy stado. I dlatego nie są w stanie zrozumieć tych problemów i radości które ja przeżywam będąc z moimi babami.
Jeden z kolegów kiedyś powiedział - ty masz kota na ich punkcie. Odpowiedziałem, że kot to jest malutki a ja mam na ich punkcie psa Very Happy . Dorodnego Laughing
Właśnie jeden z nich trąca mnie w rękę bo klepię w te głupie klawisze zamiast zająć się nimi Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jerzy Włodarczyk dnia Nie 16:56, 21 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bella2010
Miłośnik goldenów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Milówka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:07, 22 Lis 2010    Temat postu:

super mi się to czytało, możesz częściej dodawać takie opowiastki.... Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOLDEN RETRIEVER Strona Główna -> Golden Retriever moim psem Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin